Tym razem wybraliśmy się na dzikie leśne jezioro, pośród starych sosen i wysokich dębów. Z dala od ludzi i z brakiem komórkowego zasięgu. Jezioro trudne do odnalezienia, wydaje się że znane tylko przez miejscowych zagorzałych wędkarzy.
Spędziliśmy nad tą dziką wodą 3 nocki. Zasiadka dała 2 karpie i pięknego, czerwonookiego lina.
Jezioro z racji tego że leży w samym dole wysokich leśnych pagórków jest bardzo głębokie a przy tym nie łatwe do łowienia i znalezienia miejsca stałego żerowania karpi. Woda przejrzysta, dno twarde. Jezioro z brzegów otoczone wodną roślinnością.
Miejscówka którą znaleźliśmy na biwak można by powiedzieć była strzałem w dziesiątkę. Widok na całą szerokość jeziora i na pięknie rozciągające się lasy.
Po rozłożeniu biwaku i wywiezieniu zestawów czekamy…….
Pierwsze branie koło godziny 4:00.
Jest! Słychać tylko długi dźwięk sygnalizatora. W myślach rodzi sie tylko jedna myśl – piękny silny „KING CARP”.
Hol poszedł sprawnie. Tym większa radość, że wziął na własnoręcznie zrobioną kulkę „SKS” (Squid-Krill-Skopex). Po dotarciu do brzegu oczywiście wstępne obejrzenie zdobyczy i poczekanie do rana by zrobić pamiątkową sesję.
Druga nocka zaobfitowała w kolejnego karpia. Branie około 2m od brzegu, w południe. Ryba wzięła na lekki sprzęt feederowy. Zabawy było co nie miara i emocje u łowcy sięgały zenitu. Branie z początku niepewne, delikatne wręcz linowe. Ale po chwyceniu wędki było wiadome że to nie lin. W miarę holowania ryby do brzegu i powierzchni dał się zauważyć piękny, złoty brzuch błyszczący w słońcu i piękne, szerokie karpiowe płetwy.
Kolejna nocka przebiegła spokojnie. Bez brań ale przy zapachu świeżo zaparzonej kawy i kojącym widokiem otoczenia.
Ale to nic – KTO NIE ŁOWI TEN NIE ZŁOWI. Nie poddajemy się i dalej szukamy kolejnych pięknych ukrytych jezior, a w nich dzikich, pełnych waleczności karpi.