Na rozpoczęcie sezonu karpiowego wybrałem spore i głębokie lubuskie jezioro.
Pierwsze 2 zasiadki nie przyniosły nic. Humor podły bo pusto i blanki. Ale nic straconego. Obserwowałem wodę, zwróciłem uwagę gdzie najbardziej operuje słońce, nagrzewa wodę i są sensowne, karpiowe głębokości.
Trzecią zasiadkę zrobiłem na tym samym zbiorniku ale już w innej części. Bardziej nasłonecznioną, płytszą i cieplejszą. Wiatr ładnie wdmuchiwał tam cieplejszą, powierzchniową wodę. Tylko jeszcze gorzej było tam dotrzeć. Wywózka zestawu i zanęty pontonem na ok 180m. Ciężko się pływało bo zmienne warunki pogodowe, burza, deszcz, wiatr, skoki ciśnienia. A mówią że karpie lubią ustabilizowaną pogodę… Zanęta to rozgotowana kuku, manufakturowe kulasy i pelet. W sumie dosyć spore ilości jak na drugą połowę maja. Zestaw wstawiony na głębokość ~4m, za spadkiem gruntu. Wstałem o świcie ok 4 rano żeby posiedzieć przy wędkach, napić się kawy i nacieszyć karpiowym klimatem. Coś przeczuwałem. Nagle swinger (sygnalizatory brań z opadu) dynamicznie opadł a po ułamku sekundy ze szpuli kołowrotka zaczęła wolno wyjeżdżać plecionka. Dostojne branie. Ryba szybko się nie poddała, mimo że mało sprytnie uciekała na jezioro – głęboką wodę. Pierwszej klasy czystości woda jeziora i już światło dzienne, w końcowej fazie holu pozwoliło mi zobaczyć karpia z którym walczę. W tym momencie przyszła prawdziwa adrenalina. Nogi miękkie, ręce wiotkie. Szansa na okazałą rybę. Ale środek jeziora i karp dobrze zapięty – nie miał tam szans. Wylądował w podbieraku.
Wreszcie worek z karpiami się otworzył. Z pięknym pełnołuskim, wypasionym na maxa. Chyba samica przed tarłem.
Zrobiła wagę … Bomba!
Co tu dużo pisać? No sztos Piotrek
Dzięki Oskar. Też widziałem fajnego w tym roku już karpia upolowałeś. Pzd!