Jezioro w woj. lubuskim i nieopodal szlaku 100 jezior (między Międzychodem a Sierakowem, woj. wielkopolskie). Obchodziłem, zaglądałem przejazdem. Jezioro jak z bajki, w świetnym klimacie. Las sosnowy wchodzący pod sam brzeg, czysta woda. Idealna miejscówka żeby się zaszyć, napawać widokami i w cieniu nad wodą przetrwać letnie, ciepłe dni. Wreszcie, udało się usiąść z Jarkiem na zasiadkę karpiową. Na początek na cały weekend. Około 48h wędkowania. Nie musiało się nic wydarzyć – wystarczył by urok samego miejsca. Złowiony karp byłby dodatkową wisienką na torcie. Tymczasem – dużo się wydarzyło. Do tego bardzo szybko bo już w drugi dzień. 8 rano, dźwięk sygnalizatora wysuwającej się plecionki: pik, pik, piiiiiii. Podnoszę wędkę – ryba jak zabetonowana. Ponton – dopłynięcie na przeciwległą stronę skąd było branie. Karpie to spryciarze. Załadował się w gałęzie zatopionego drzewa. Dostał luz na plecionce więc szybko wjechał w drugie konary. Nie lubię za bardzo łowić koło powalonych drzew – jakoś szkoda mi ryb. Wole nic nie złowić niż żeby miało coś się stać. Dobrze że kolega już pomagał z drugiego pontonu. Wylądował. Zdumienie, zaskoczenie. Karp stracił jedyną małą łuskę, w pysku ciężko było znaleźć ślad po haczyku. Uff. Dobrze jest! Radość. Jeszcze jak była w podbieraku już wiedziałem … ale po zważeniu, dodatkowej satysfakcji dodała też waga ryby – magiczne liczby zostały solidnie przekroczone. Ojj trzeba tam wrócić !